Jednak nadzieja

Modlitwa uczy nadziei

Najgłębszym źródłem naszej nadziei jest modlitwa. Jeśli ogarnia nas zniechęcenie i zwątpienie, jeśli wkrada się w nasze życie pesymizm i poczucie samotności, musimy wejść do szkoły nadziei, która zaczyna się od modlitwy. Modlitwa jednak nie jest magicznym miejscem udzielania się nadziei, ale jest szkołą nadziei i tylko tym przyniesie pełną ufność, którzy chcą ją traktować jako istotne miejsce uczenia się nadziei. Jak każda szkoła, również modlitwa wymaga więc naszej pracy i pełnego zaangażowania.

jednak nadzieja

Świadomość, że Bóg nas słucha, już buduje nadzieję

W największych kryzysach życia i biedach czujemy się jak wołający na pustyni. Kiedy ogarnia nas samotność i zaczyna nam się wydawać, że już nikt nas nie słucha, że nie liczymy się już dla nikogo i znikąd nie możemy oczekiwać pomocy, nasza modlitwa nagle przypomina nam rzecz najistotniejszą: słucha mnie Bóg, On może mi pomóc, On nie zostawia mnie w mojej samotności. Jeśli jestem człowiekiem modlitwy i traktuję modlitwę jako prawdziwą rozmowę z Bogiem, to nigdy nie jestem samotny. To przeświadczenie daje mi ogromną nadzieję i pozwala wydobyć się z największych głębokości. Nie wolno mi więc zapomnieć o modlitwie, zwłaszcza gdy ogarniają mnie czarne myśli i wokół mnie gromadzą się czarne chmury. Jeśli w takich okolicznościach zwrócę się do Boga, modlitwa stanie się źródłem nadziei, a ja sam będę jej świadkiem.

Wylać ocet, aby przyjąć miód

Św. Augustyn nazywa modlitwę ćwiczeniem pragnienia. Od moich pragnień zależy moja nadzieja. Jeśli pragnę rzeczy złych, jeśli noszę w swoim sercu złość i gniew, jeśli ograniczam moje pragnienia do rzeczy tego świata _ nigdy nie osiągnę pełnego szczęścia, a moje fałszywe pragnienia sprawią, że ulegnę fałszywej nadziei. Dlatego pierwszą pracą na modlitwie będzie moja przemiana serca. Augustyn pisze, że muszę ze swojego serca usunąć ocet, aby zmieścić w nim miód. Ocet w moim sercu kurczy je i zajmuje nieustannym narzekaniem, ocenianiem innych, zazdrością i złością. Takie serce pełne octu zawsze wprowadzi mnie w świat beznadziejności. Jeśli w moim sercu jest ocet, wszystko w życiu staje się skurczone i kwaśnie, wszystko zaczyna mi się wydawać beznadziejne i tak samo beznadziejni zaczynają wydawać mi się ludzie. Stąd aby uzdrowić nadzieję, muszę na swojej modlitwie usunąć ocet, a wtedy Bóg wprowadzi w to miejsce miód swojej łaski. Miód w sercu daje mi inne patrzenie na świat i ludzi. Na modlitwie musi się więc dokonać moje wewnętrzne oczyszczenie, które uczyni mnie otwartym na Boga i na ludzi. _W modlitwie człowiek powinien uczyć się, o co prawdziwie powinien prosić Boga _ co jest godne Boga. Musi uczyć się, że nie można modlić się przeciw drugiemu. Musi uczyć się, że nie można prosić o rzeczy powierzchowne i wygody, których pragnie w danym momencie _ ulegając małej, fałszywej nadziei, która odwodzi go od Boga_. Wstępnym warunkiem modlitewnej szkoły nadziei jest więc przemiana własnych pragnień i szczere spojrzenie na siebie, aby wyrzucić z siebie wszelki ocet, bo tylko wtedy wkracza w nasze serce Bóg, który przynosi nadzieję.

Ks. A. P. Tygodnik "Niedziela"" nr 1/2008

Nadzieja

Doświadczenie nam mówi, że bez nadziei nie można żyć. Gdy człowiek traci nadzieję, traci radość i chęć zycia. Staje się zgryźliwy, obcy światu i ludziom. To groźny stan. Kiedy tracimy nadzieję? W bardzo różnych sytuacjach. Tracimy nadzieję, gdy mimo podejmowanych wysiłków nie jesteśmy w stanie poprawić warunków naszego życia materialnego, duchowego, moralnego; nie możemy zaspokoić naszych aspiracji intelektualnych, twórczych i innych. Tracimy nadzieję, gdy politycy na których postawiliśmy zawodzą, a wygrywają ludzie ideowo nam obcy. To prawda - tak bywa. Co przywraca nadzieję? Wiele rzeczy. Ale przede wszystkim doświadczenie życia. Tyle razy byłem już w sytuacji beznadziejnej - pozornie bez wyjścia - mówi Andrzej. A jednak wyjście się znalazło. Żyję, pracuję a nawet mam satysfakcję, wprawdzie niewielką, ale mam. Po śmierci bliskiej mi osoby wydawało się. że to już koniec. Ale czas - ten najlepszy z lekarzy uleczył mnie z nostalgii. Poznałem kogoś innego - jesteśmy szczęśliwi. Pisarz, któremu się wydawało, że już się skończył, wydaje książkę, która stała się bestsellerem.
Aktor, który od lat czekał na życiową rolę i był pewien, że już nic z tego, otrzymuje wreszcie rolę, która przyniosła mu na starsze lata sławę.
Ciężko chory, który myślał o samobójstwie, nagle odnalazł sens swojej choroby, a sprawił to zwykły list, który usłyszał w radiu. Dzięki tej audycji zobaczył światło na swojej drodze, a także to, co on jako człowiek chory może zrobić dla innych, podobnie, a może jeszcze bardziej chorych niż on. Zrozumiał, że koncentrowanie się na swojej niedoli jest czymś absolutnie samobójczym. Gdy sobie to uświadomił, aż krzyknął z radości, jakby odkrył jakieś nowe, nieznane prawo. Czytając to, ktoś może powiedzieć: bujda na resorach, w życiu tak się nie dzieje. Czy naprawdę? Proszę rozejrzeć się dookoła. Jestem pewien, że znajdziecie państwo ludzi, którzy odnaleźli nadzieję, i nie tylko nadzieję, ale także siły, by twardo iść przez życie. Pewien działacz harcerski zachorował ciężko na gruźlicę w latach, kiedy na tę chorobę umierało dużo ludzi. Lekarze powiedzieli mu: Nie będziemy pana łudzić, stan pana jest bardzo ciężki. -Ile mi jeszcze zostało życia? -zapytał. Około jednego roku. -Skoro tak, to muszę jeszcze coś zrobić. Wziął się ostro do pracy, napisał doktorat i habilitację. A zmarł jako leciwy pan.

Nadzieję przywraca, czasem dobre słowo, uśmiech serdeczny, wyciągnięta ręka, oferująca pomoc. To wszystko ma ową zdumiewającą moc, która sprawia, że ludzie, których zabijało poczucie beznadziejności, zaczynają inaczej patrzeć na życie, a nawet się uśmiechać. Ludzie wierzący, z racji swojej wiary, właściwie nigdy nie powinni mieć poczucia przegrania do końca. A jednak i oni miewają mroczne i ciężkie dni i noce, kiedy mrok ogarnie duszę, a Bóg staje się daleki i obcy, jakby nieobecny... Co wtedy? Co wtedy? - pytają nas księży. Wtedy trzeba sobie tylko przypomnieć ową zdumiewającą prawdę, że Bóg nigdy nie cofa swojej miłości, nawet wtedy, gdy człowiek schodzi na manowce i gubi wartości. I jeszcze jedna fascynująca i tajemnicza prawda: Im większy mrok w duszy, tym bliżej nas jest Bóg. Mamy być ludźmi nadziei.

xjp.

Nadzieja nie zawodzi

Myśli kardynała F.X.Nguyena van Thuana zrodzone w więzieniu

Chrześcijanin to światło,
które błyszczy w ciemnościach,
to sól życia dla świata, który nie ma smaku,
to nadzieja dla ludzkości, która ją utraciła.

... świeccy, to znaczy ci chrześcijanie, którzy włączeni w Chrystusa przez chrzest, żyją w świecie. Właściwym ich bowiem zadaniem jest, aby napełnieni duchem Chrystusowym ożywiali, niby zaczyn, sprawy doczesne od wewnątrz i kierowali nimi tak, by zawsze działy się po myśli Chrystusa.

W czasie ostatnich dziesięcioleci ludzkość dokonała postępu technicznego i naukowego o wiele szybciej niż na przestrzeni poprzednich epok. Ludzkość posiadła ogromną i straszną moc: bronią atomową może spowodować autodestrukcję. Posiada do swojej dyspozycji środki nadzwyczajne. Wydaje się, że już niczego jej nie brakuje. Człowiek czuje, że jest w stanie dokonać wszystkiego; a jednak znaczenie życia jest mu obce, nie wie, dokąd zmierza, ani co szykuje mu przyszłość. Ludzkość przeżywa kryzys nadziei.

I tak, rozpościerając tak szeroko swoją potęgę, człowiek nie zawsze potrafi wprząc ją w swą służbę. Usiłując wniknąć głębiej w tajniki swego ducha, często okazuje się bardziej niepewnym samego siebie. Odkrywając krok za krokiem coraz jaśniej prawidła życia społecznego, waha się co do kierunku, jaki należałoby nadać temu życiu. Wielu współczesnych ludzi, uwikłanych w tak skomplikowane sytuacje, doznaje trudności w trafnym rozeznawaniu odwiecznych wartości i zarazem w należytym godzeniu ich z nowo odkrytymi; stąd gnębi ich niepokój, gdy miotani to nadzieją, to trwogą, stawiają sobie pytanie o współczesny bieg spraw. Bóg nie cofa się przed postępem ludzkości.Co więcej: wie, że im ludzkość staje się silniejsza, tym więcej łaknie nadziei, by móc się dalej rozwijać. Będzie potrzebowała jeszcze więcej miłości, by móc żyć. Gdyby zabrakło miłości, jaki cel miałoby życie? Nie warto żyć. Czy nihilizm i nienawiść będą jedyną spuścizną, jaką epoka postępu pozostawi swoim dzieciom?

Tym bardziej chrrzescijanie nie sądzą, jakoby dzieła zrodzone przez pomysłowość i sprawność ludzi przeciwstawiały się potędze Boga, a stworzenie rozumne stawało się jak gdyby współzawodnikiem Stwórcy; przeciwnie, są oni przekonani, że zwycięstwa rodzaju ludzkiego są oznaką wielkości Boga i owocem niewypowiedzianego Jego planu. Człowiek uważa, że postęp naukowy oznacza powolne zanikanie obecności Boga. W sercach wielu ludzi "Bóg umarł" i myślą, że teraz ich sumienie jest naprawdę wolne. Jest to jednak wolność pełna zamieszania, w której panuje zasada: "ratuj się, kto może". Ludziom tym brakuje nadziei!

W każdej epoce pojawiali się ludzie, którzy podawali się za proroków, ale ich nauki nie podarowały ludzkości nadziei. Tylko Jezus głosił, że jest Drogą; tylko On niósł nadzieję o światowym zasięgu, kiedy przykazywał: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu"(Mk 16,15), a także gdy mówił: "Będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi" (Dz 1,8)

Nikt nie doznaje wyzwolenia z grzechu ani nie wznosi się ponad siebie, sam przez siebie i własnymi siłami; nikt też w ogóle nie uwalnia się od swej słabości, osamotnienia czy niewoli; wszyscy natomiast potrzebują Chrystusa jako wzoru, nauczyciela, wyzoliciela, zbawiciela, ożywiciela. Zaiste, Ewangelia była w dziejach ludzkości, także ziemskich, zaczynem wolnosci i postępu i wciąż okazuje się zaczynem braterstwa, jedności i pokoju. Nie bez przyczyny więc wierni czczą Chrystusa jako 'oczekiwanie narodów i ich Zbawiciela'. Człowiek, by żyć, potrzebuje nadziei. Skłania się ku każdemu, kto jest zdolny obdarzyć wielką nadzieją. Jezus powiedział bardzo wyraźnie: "Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości" (J 10,10) On złożył tę nadzieję na rece Maryi, Ona jest "Nadzieją naszą" (Salve Regina).

Świecki powinien kochać posłannictwo, które zostało mu przyznane w świecie: by czynić wieczność obecną w czasie teraźniejszym. Wierzyć, że Bóg powierzył mu świat i braci, aby prowadził ich ku wiecznemu zbawieniu. On wie, jest o tym przekonany, że tylko Bóg zbawia, ale pragnie, by człowiek współpracował z Nim w tym dziele. Świecki to ten, który żyje nadzieją, zapewnia nadzieję i niesie nadzieję innym.

Osoba, która żyje nadzieją, jest człowiekiem modlitwy. Przedmiot nadziei jest także przedmiotem modlitwy. Osoba, która żyje nadzieją jest współpracownikiem Boga. Bóg wzywa ją, by dopełnić swego dzieła stworzenia i zbawienia.